W czwartek 29 maja o godz. 12. w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach rozprawa apelacyjna Janusza Górzyńskiego w bulwersującej sprawie odmowy wypłacenia mu odszkodowania za oczywiscie bezzasadny areszt.

 

Polski system prawny ukształtowali i być może nadal kształtują ludzie uwikłani w totalitaryzm. 
 
Polska nie przeprowadziła dekomunizacji, skutkiem tego w strukturach organów ścigania i sądownictwie działają wciąż - i to w niemałej liczbie - prokuratorzy i sędziowie  będący mentalnymi sukcesorami komunistycznych służb. 
 
Mają wpływ na  wychowanie nowych kadr. Niektórzy wiążą się ze światem przestępczym. W „wolnej” Polsce możliwe są imprezy, na których lokalni prokuratorzy biesiadują z aferzystami, których sprawy umarzali, a sędziowie umawiają się na koniak z mafiozami, których uniewinnili. 
 
Ofiarą takiego działania prokuratury i sądów jest przedsiębiorca Janusz Górzyński, który od kilkunastu lat jest metodycznie niszczony przez wielkopolskie organa ścigania i wspierających je sędziów. Uważa on, że w polskim wymiarze sprawiedliwości toczy się wojna cywilizacyjna z narodem, której nie potrafią się przeciwstawić uczciwi prawnicy. Są przesłanki do takiego rozumowania. 
 
Gehenna Górzyńskiego trwa od 2001 r. 
 
Janusz Górzyński jest menedżerem, który z powodzeniem zajmował się wyposażaniem obiektów publicznych i prywatnych w Polsce w kompletne linie gastronomiczne i pralnicze. Wyposażył wiele szpitali, więzienia i obiekty wojskowe.
 
Od 1999 r. prowadził własną działalność gospodarczą. Firma bardzo dobrze rozwijała się, wygrywając liczne przetargi i zdobywając doskonałe referencje. Od początku  bezpardonowo atakowali go konkurenci w branży. W walkę konkurencyjną po dwóch latach „włączyły się” organa ścigania, wszystko wskazuje na to, że na zlecenie konkurentów, wśród których była firma należąca do rodziny prokuratorów z Łodzi oraz firmy powiązane rodzinnie z byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych. 
 
Janusz Górzyński był od 2001 roku bezwzględnie prześladowany. Policja pobiła go wówczas w Poznaniu - w okolicznościach do dzisiaj niewyjaśnionych - podczas realizacji kontraktu dla duńskiej firmy Faxe. W 2003 roku dopuszczono się wobec niego brutalnej policyjnej prowokacji, gdy przebywał na sali ratunkowej szpitala z zaburzeniami rytmu serca. Winni nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. 
 
Za to Górzyńskiemu próbowano wytoczyć kilka procesów. W efekcie zaaresztowano go na Wigilię 2004 r. W areszcie spędził ponad 3 miesiące. Areszt okazał się całkowicie bezzasadny. Sprawę przeciwko Januszowi Górzyńskiemu umorzono, a we wrześniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu przyznał mu odszkodowanie za niezasadne aresztowanie. Trzeba dodać - nieadekwatne do spowodowanych szkód (m.in. majątkowych) i krzywdy.
 
W 2005 r. Prokuratura Rejonowa w Środzie Wlkp. pod bezpośrednim nadzorem Prokuratora Okręgowego w Poznaniu Krzysztofa Grześkowiaka, dzisiaj członka Krajowej Rady Prokuratury, wniosła przeciwko Januszowi Górzyńskiemu akt oskarżenia o rzekome oszustwo Banku PKO BP SA i wyłudzenie kredytu (kwota 3.520 PLN), pomimo tego, że Janusz Górzyński nie był stroną kredytu, a jego podpis na umowie kredytowej jako gwaranta – co ustaliły organa ścigania – został sfałszowany. Ten absurd i wynikające z niego dalsze konsekwencje procesowe bardzo dobrze ilustrują, w jaki sposób negowane są w wymiarze sprawiedliwości  podstawowe zasady cywilizacji łacińskiej. Prześledźmy to.
 
Wnioskowanie wbrew zasadom logicznego rozumowania
 
Janusz Górzyński wraz ze swoją żoną był w rzeczywistości poszkodowany przez oszustów, którzy przywłaszczyli sobie kredyt z Banku, zaciągnięty przez Wiesławę Górzyńską, małżonkę Górzyńskiego. 
 
W 1999 r. W. Górzyńska chciała zakupić komputer dla syna finansowany przy pomocy tzw. kredytu bezgotówkowego. Dostarczyła stosowne dokumenty i podpisała umowę kredytową. Komputera jednak nigdy nie otrzymała, a bank zaczął domagać się spłaty zaciągniętego kredytu. Zawiadomiła waz z mężem o oszustwie organa ścigania. Po dwóch latach zaczęto prowadzić śledztwo, podczas którego ustalono, że oszukańczy dostawca sfałszował umowę kredytową, m.in. potwierdzając na niej, że dostarczył towar. Dzięki temu otrzymał z banku pieniądze. Stwierdzono też, że dostawca nie mógł dostarczyć Wiesławie Górzyńskiej żadnego komputera, gdyż nie posiadał dowodu jego zakupu, a nawet posługiwał się – w celu wprowadzenia w błąd Banku i organów ścigania – fałszywą fakturą jego zakupu w nieistniejącej firmie.
 
Prokuratura wielkopolska nie chciała jednak oszustów (było ich dwóch) pociągnąć do odpowiedzialności, gdyż jeden z nich pracował w firmie brata prokuratora okręgowego K. Grześkowiaka. Z zemsty za ujawnienie tego faktu oskarżono Janusza i Wiesławę Górzyńskich wbrew dowodom zgromadzonym w sprawie i elementarnej logice. Wyłączną podstawą oskarżenia były pomówienia kanciarzy, którzy przyznali się, że rzeczywiście nie dostarczyli W. Górzyńskiej zamówionego komputera, ale twierdzili, że wykonali jakąś modernizację starego. Na potwierdzenie tego faktu nie przedstawili żadnych dowodów poza swoimi nielogicznymi zeznaniami, sprzecznymi z dokumentami i wzajemnie sobie przeczącymi. Mimo to, prokuratura „ustaliła”, że W. Górzyńska razem z mężem rzekomo oszukała Bank, wprowadzając w błąd tę instytucję co do celu kredytowania. Ten absurdalny akt oskarżenia, sprzeczny z zasadami logicznego rozumowania i zasadami obrotu gospodarczego, Sąd przyjął na wokandę. 
 
Fikcja wstępnej kontroli aktu oskarżenia, zuchwałe aresztowanie bez podstaw
 
Sąd Rejonowy w Gostyniu w wyroku uniewinniającym Górzyńskich, wydanym po 5 latach w 2010 roku, stwierdził, że akt oskarżenia powinien być zwrócony oskarżycielowi publicznemu, gdyż był niezrozumiały, niepoprawny w sensie językowym i nie spełniał warunków formalnych, m.in. nawet co do precyzyjnego określenia zarzucanego czynu i okoliczności jego rzekomego popełnienia. Rozpatrzył jednak sprawę uznając, że zbyt długo czekała ona na rozstrzygnięcie. Sąd Okręgowy w Poznaniu, który podtrzymał uniewinnienie, napisał w wyroku jeszcze dobitniej, że zarzuty aktu oskarżenia były sformułowane w sposób całkowicie niezrozumiały i wręcz kuriozalny, czyniąc niemożliwym zrozumienie na czym miałoby polegać przestępcze działanie oskarżonych.
 
Sądy potwierdziły, że akt oskarżenia dowodził, iż Prokuratura wykazała się brakiem znajomości logiki, celu i sensu zdarzeń gospodarczych oraz sformułowała oskarżenie wbrew doświadczeniu życiowemu i zasadom obrotu gospodarczego. Nadto Sąd Okręgowy stanowczo stwierdził, iż wyrok uniewinniający małżonków Górzyńskich jest oparty na istniejących dokumentach i korelujących z nimi wyjaśnieniach oskarżonych oraz że twierdzenia świadków oskarżenia (faktycznych oszustów - przyp. K.G) były całkowicie niewiarygodne.
 
W tej sytuacji należy zapytać, dlaczego Sąd potrzebował aż 5 lat na to, by dojść do tak oczywistych konkluzji?
 
Pytanie to jest tym bardziej zasadne, że J. Górzyński złożył kilka razy odpowiedź na akt oskarżenia, w której szczegółowo i wszechstronnie opisał stan faktyczny sprawy, potwierdzając brak jakichkolwiek podstaw do oskarżania jego i żony oraz wykazując, kto w rzeczywistości oszukał zarówno Bank, jak i jego małżonkę. Opis ten był w pełni zgodny z  późniejszymi konkluzjami wyroków uniewinniających. 
 
Jednakże Sąd w Gostyniu, w osobie jej prezes, sędzi Marzeny Łukaszewskiej-Niewrzędy (która wówczas prowadziła tę sprawę), nie tylko nie zwrócił sprawy do Prokuratury, ale – wykorzystując nieporozumienie, na skutek którego J. Górzyński nie przyjechał na rozprawę – wydał w dniu 18 maja 2006 roku nakaz aresztowania go. W postanowieniu o aresztowaniu znalazło się stwierdzenie o „dużym prawdopodobieństwie, że oskarżony popełnił zarzucane mu przestępstwo”. Czy sędzia, która wydała tak kuriozalne orzeczenie, powinna nadal orzekać? Wydawałoby się, że budzi to wątpliwości. Polski wymiar sprawiedliwości ma jednak inne „zdanie”. Uchwałą Krajowej Rady Sądownictwa z dnia 12 stycznia 2012 roku, uznano wysokie kompetencje orzecznicze sędzi Łukaszewskiej-Niewrzędy i została ona sędzią Sądu Okręgowego w Poznaniu.
 
Postanowienie o aresztowaniu podtrzymał Sąd Okręgowy w Poznaniu w składzie pod przewodnictwem sędzi Małgorzaty Ziołeckiej, tej samej, która nakazała aresztować prezesów Stoczni Szczecińskiej, później spektakularnie uniewinnionych. Także Sędzia Ziołecka, do dzisiaj Przewodnicząca IV Wydziału Karno-Odwoławczego w Sądzie Okręgowym w Poznaniu, była zdania, iż: „zebrany w sprawie materiał dowodowy, w szczególności wyjaśnienia osób, które już poniosły odpowiedzialność karną, tj. Z.B. i F.G. (dop. K.G. – faktycznych oszustów, skazanych za fałszerstwa dokumentów w tej sprawie) wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez oskarżonego Górzyńskiego zarzucanego mu przestępstwa”.  
 
Czy jest możliwe, aby sędzia Sądu Okręgowego mogła się aż tak mylić? Moim zdaniem, nie. To jest naprawdę „wojna”. Wojna ze społeczeństwem, podczas której kolejni popierający się funkcjonariusze prokuratury i sądów mogą wydawać najbardziej nawet kuriozalne orzeczenia, wbrew zasadom prawidłowego rozumowania i orzecznictwu Sądu Najwyższego, w pełnym poczuciu bezkarności, „załatwiając gromadnie” kogo tylko chcą.
 
Bezzasadna przemoc, pogarda dla życia i zdrowia obywateli 
 
Ciąg dalszy tej sprawy był taki, że przez 4 lata wymiar sprawiedliwości nie chciał ani uchylić kompromitującego postanowienia o aresztowaniu, ani cofnąć aktu oskarżenia do prokuratury. Górzyński – za którym  wystawiono list gończy – wykorzystywał wszelkie możliwe środki proceduralne i administracyjne. M.in. wielokrotnie zwracał się do Prokuratury o odstąpienie oskarżyciela publicznego od wniesionego oskarżenia. Występowali w tej sprawie także liczni parlamentarzyści, w tym 6-krotnie senator Czesław Ryszka. Odpowiedź organów prokuratorskich zawsze brzmiała: nie - zarówno za czasów PiS, jak i PO. Nic nie zrobił w tej sprawie Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek. Na „nie” wypowiadali się najważniejsi prokuratorzy w kraju za czasów PO: Staszak, Pogorzelski, Szymański. Jak mantrę powtarzali, że „brak jest podstaw w przedmiocie odstąpienia prokuratora od oskarżenia” i że „jedynie Sąd jest w stanie rozstrzygnąć sprawę”. Prokurator Pogorzelski jest dzisiaj Dyrektorem Departamentu Postępowania Sądowego w Prokuraturze Generalnej i członkiem Krajowej Rady Prokuratury. Chroń nas, Panie Boże, od takich profesjonalistów.
 
J. Górzyńskiego poszukiwano z użyciem środków dostosowanych do ścigania gangsterów.  W dniu 12.01.2007 r. policjanci z Komendy Policji w Bielsku-Białej przeszukali nieruchomość należącą do jego siostry, zamieszkałą m.in. przez 80-letnią matkę Górzyńskich. Policjanci  byli uzbrojeni w broń maszynową oraz umundurowani w czarne kombinezony policyjne, kaski keflarowe i kominiarki na twarzach oraz towarzyszył im policyjny pies.
 
Górzyńskiego zatrzymano w dniu 17 lutego 2010 roku. Nie dał żadnego powodu do brutalnego traktowania go, a mimo to  rzucano go na gruz i  spowodowano poważne obrażenia, m.in. głęboką ranę na nodze i liczne obrażenia w innych miejscach na ciele, w tym na czole. Przez cały dzień przebywał w szpitalu z powodu ostrego zespołu wieńcowego. Policja wymusiła na lekarzach, aby nie sporządzili obdukcji.  Przez półtora miesiąca był intensywnie leczony w areszcie z powodu doznanych ran, grożących zakażeniem. Nikt nie poniósł odpowiedzialności za to brutalne postępowanie Policji. 
 
Uchylenie się od ponoszenia odpowiedzialności za wyrządzone szkody i krzywdy
 
Po uprawomocnieniu się wyroku uniewinniającego Janusz Górzyński wniósł o odszkodowanie za niezasadny areszt, żądając naprawienia szkód majątkowych oraz za spowodowany rozstrój zdrowia, a także wysokiego zadośćuczynienia za krzywdę, adekwatnego do skali niekompetencji i stronniczości licznych funkcjonariuszy państwowych uwikłanych w tą sprawę. Postępowanie prowadzi Sąd Okręgowy w Katowicach. Już dwukrotnie odmówiono zasądzenia odszkodowania. Skład orzekający za pierwszym razem prowadził przewodniczący V Wydziału Karnego sędzia Damian Owczarek, za drugim  – rzecznik prasowy Sądu Okręgowego  sędzia Jacek Krawczyk.
 
Ten pierwszy wsławił się krzykami na sali sądowej i pogardą okazywaną wnioskodawcy, ten drugi – prowadzeniem rozprawy z udziałem licznej ochrony policyjnej. Obaj de facto pozorowali gromadzenie materiału dowodowego, gdyż w wyrokach ograniczyli się do uzasadnień, będących powtórzeniem postanowień o aresztowaniu, wydanych przez sądy wielkopolskie. Sędzia Krawczyk wręcz nie wykonał polecenia Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który uchylając wyrok sędziego Owczarka, nakazał przeprowadzenie przez sąd samodzielnej analizy, czy zachodziła tzw. ogólna przesłanka tymczasowego aresztowania, czyli duże prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa.  Kolejna rozprawa odbędzie się 29 maja w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach.
 
Jaka cywilizacja zwycięży w tej bulwersującej sprawie? Zobaczymy już wkrótce.
 

Krystyna Górzyńska

 

 

 Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie", Nr 21, 23-29.05.2014 r.